16 czerwca 2009 roku zmarł w Zduńskiej Woli Franciszek Kubiak. Znakomity malarz, pedagog, założyciel, dyrektor i nauczyciel Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zduńskiej Woli, aktywny członek sieradzkiego środowiska plastycznego. Zostawił rodzinę, przyjaciół, nienamalowane obrazy i żal, że tak niewiele dał się poznać.

Chcąc teraz przybliżyć sylwetkę Franciszka Kubiaka innym trzeba się zdać już tylko na własne i jego najbliższych wspomnienia, zapamiętane z nim rozmowy, nieliczne notatki. To - powie ktoś – niewiele, ale to oprócz jego obrazów wszystko, co jeszcze nam dziś po nim pozostało. Tak niewiele, bo Franciszek Kubiak nigdy nie szukał rozgłosu, o sobie mówił niechętnie, szukał przez całe życie czegoś ważniejszego niż sukces – prawdy i szczerości.

Urodził się w 1934 roku w Walichnowach, wiosce pod Wieluniem w województwie łódzkim. Tu mieszkał z rodzicami Janem i Jadwigą w gospodarstwie ojca do wybuchu II wojny światowej.

We wrześniu 1939 roku 5-letni Franek z rodziną został przez Niemców wysiedlony nad Bug do wsi Bukowa, nieopodal Chełma Lubelskiego. Tam w 1941 roku rozpoczął naukę w szkole powszechnej. Naukę musiał godzić z ciężką pracą w gospodarstwie, na lichej ziemi otoczonej lasami, w których jak później wspominał – grzyby kosiło się kosą. Lasy chroniły partyzantów, którzy często nocami przychodzili do wioski po żywność, i do których Franek czasami nosił ukradkiem kosze wiśni, mleko i chleb, a niekiedy "coś mocniejszego", przygotowanego przez jego ojca dla "leśnych".

W późniejszych wspomnieniach często opowiadał wnukom o srogich zimach na Lubelszczyźnie i o tym jak z domu do obory czy chlewika musiał kopać w śniegu tunele, bo zaspy przekraczały wysokością dwukrotnie wzrost dorosłego mężczyzny.

W 1944 roku, za posuwającym się na zachód frontem, Kubiakowie ruszyli z powrotem w rodzinne strony. Powrót był prawdziwą drogą przez mękę – towarowymi pociągami, w bydlęcych wagonach, zostawiając za każdym razem na postoju cześć i tak skromnego dobytku, by w wagonach zrobić miejsce dla nowych repatriantów wracających do domów. 10-letni Franek bardzo przeżył, gdy ojciec, by zrobić w wagonie trochę miejsca, kazał mu wysypać na tory worek... suszonych kapeluszy borowików.

Po powrocie do rodzinnej wsi Franciszek kończy szkołę podstawową. Zdradzane przez niego wyjątkowe zdolności plastyczne, wrażliwość i wyobraźnia wymagały jednak dalszego kształcenia. Wspierany przez matkę wyjeżdża w 1951 roku do Szczecina. Mimo spóźnienia, bo termin egzaminów już minął dostał możliwość zaprezentowania swoich umiejętności rysowania – zdał i został, jako najmłodszy w klasie, uczniem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie. Otrzymał stypendium, ale po lekcjach dorabiał dorywczo pracując fizycznie.

W 1955 roku zdał maturę i egzamin do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (dziś Akademii Sztuk Pięknych) w Gdańsku.

Lata studiów były okresem, który Franciszek Kubiak zawsze wspominał z wielką radością i sentymentem.
- "Były ważnym okresem w moim życiu, zwłaszcza dzięki ludziom, których wtedy miałem okazję poznać" – mówił. Trudno się z tym nie zgodzić, zwłaszcza, że jego nauczycielami malarstwa byli wybitni przedstawiciele polskiego koloryzmy: Stanisław Teysseyre i Stanisław Borysowski. W 1961 roku pracownię malarstwa objął jeszcze jeden wybitny twórca – Piotr Potworowski.
- "Przybycie Potworowskiego było jak powiew ożywczego wiatru" – wspominał Franciszek Kubiak.
- "To on wprowadził do koloryzmu intelekt, dyscyplinę, odpowiedzialność za kolor. Uczył wnikać w naturę obiektu. Dążył do stworzenia uniwersalnej syntezy wrażeń wzrokowych płynących z natury. Był z nami niedługo, zmarł bowiem w 1962 roku, lecz dał nam bardzo wiele i wywarł ogromny wpływ na całe pokolenie młodych twórców. Z dumą przyznaję, że z nauk Potworowskiego korzystam do dziś".

W 1961 roku Franciszek Kubiak skończył studia, obronił dyplom w pracowni malarstwa Stanisława Borysowskiego i wrócił do rodzinnych Walichnów. W tym samym roku wziął ślub z nauczycielką Haliną Dorobek. W 1962 roku młodzi małżonkowie przenieśli się do Wielunia, gdzie Franciszek podjął pierwszą pracę – nauczyciela wychowania plastycznego. Został też członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków. W 1963 roku urodził im się syn Przemysław – późniejszy dziennikarz, a w 1964 córka Magdalena, która została lekarzem.

Życie rodzinne i zawodowe godzi z twórczością malarską. W 1965 roku otrzymuje III nagrodę w konkursie na obraz sztalugowy, zorganizowanym przez Zarząd Okręgu Łódzkiego ZPAP. Projektuje pomniki, elewacje budynków, uprawia użytkowe malarstwo ścienne – do dziś wiele jego kompozycji zdobi budynki w Wieluniu.

W lutym 1971 roku otworzył w Muzeum Ziemi Wieluńskiej swoją pierwszą wystawę indywidualna, na której pokazał 21 aktów, pejzaży, martwych natur.

W 1975 roku w życiu i twórczości Franciszka Kubiaka następuje przełom. Powstałe w wyniku reformy administracyjne województwo sieradzkie ma swoje, także kulturalne, aspiracje. Urząd Wojewódzki proponuje Franciszkowi Kubiakowi stworzenie i pokierowanie Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Zduńskiej Woli. Artysta propozycję przyjął i czas pokazał jak mądra, cenna i dla wielu korzystna okazała się ta decyzja.

Rodzina Kubiaków przeniosła się do Zduńskiej Woli. Trudno sobie wyobrazić ogrom zadań i problemów, z którymi artysta musiał się zmierzyć tworząc od podstaw szkołę plastyczną: od kłopotów lokalowych i finansowych aż po personalne, bowiem trudno był znaleźć zespół ludzi, którzy nauczyliby młodzież nie tylko przedmiotów ogólnych, ale przede wszystkim artystycznych.

Upór, konsekwencja i rozwaga pozwoliły jednak Franciszkowi Kubiakowi dopiąć celu. Przez 16 lat bycia dyrektorem PLSP w Zduńskiej Woli pokazał, że dokonał właściwego wyboru, a szkoła którą stworzył stała się jego swego rodzaju pomnikiem. Opuścił stanowisko dyrektorskie w 1991 roku, ale jeszcze przez kilka lat uczył w liceum malarstwa i rysunku.

Malował nawet w czasie największych problemów z organizacją liceum, zawsze znajdował chwile, by podejść do sztalugi.

W latach 1977-79 uczestniczył w wystawach "Grupy Sieradzkiej", grona malarzy, którego był współtwórcą. Wspólnie z Janiną Sakowicz, Alicją Szkudlarek, Kasjanem Fabiszem, Maksymem Dzierzgowskim i Bolesławem Stępniem prezentował dokonania malarskie "Grupy Sieradzkiej" na wystawach m.in. w Sieradzu, Zduńskiej Woli, Słupsku, Tarnowie, Wałbrzychu, Włocławku, Legnicy i Piotrkowie.

W latach 1987-1998 brał udział w plenerach plastycznych organizowanych przez Biuro Wystaw Artystycznych w Sieradzu. Były to spotkania niezwykle ważne dla twórczości malarskiej Franciszka Kubiaka, także dla tego, że miał okazję zaprzyjaźnić się na nich z innymi wybitnymi artystami – Jerzy Dudą Graczem i Franciszkiem Maśluszczakiem.

Za zestaw prac plenerowych "Gdzieś w środku Polski – Kamion 87" otrzymał w 1988 roku nagrodę wojewody sieradzkiego.

W ogólnopolskich konkursach malarskich brał udział sporadycznie – nigdy nie szukał potwierdzenia własnej twórczości przez konfrontację z innymi malarzami. Mimo to w konkursie "Kobieta" w Piotrkowie Trybunalskim uzyskał III nagrodę, uczestniczył także w konkursach: "Bielska jesień" w Bielsku Białej, im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, w kilku Salonach Wiosennych i Jesiennych w Łodzi.

O wartości malarstwa Franciszka Kubiaka może najlepiej świadczy konkurs malarski "Kwiaty" i "Pejzaż polski", który w 1993 roku ogłosiła polsko-japońska fundacja im. Miyauchi. Spośród ponad 1700 prac zgłoszonych na konkurs na wystawy w Warszawie i Tokio wybrano zaledwie 150, w tym dwa obrazy Franciszka Kubiaka. Dziś oba są własnością japońskich galerii.

Ostatnią dużą wystawę indywidualną, czwartą w życiu artysty, otwarto w 1998 roku w Sieradzu, a ostatni pokaz najnowszych prac miał miejsce na Sieradzkich Prezentacjach Plastycznych w 2008 roku.

5 września 2009 roku w Galerii Sztuki Biura Wystaw Artystycznych w Sieradzu otwarto pośmiertną wystawę prac Franciszka Kubiaka.

- "Maluję wyłącznie dla własnej satysfakcji" – mówił. - "Do namalowania obrazu skłania mnie ciekawość, czy potrafię "rozgryźć" narzucający mi się problem malarski. Maluję wolno, niekiedy kilka obrazów jednocześnie, poprawiam, przemalowuję, długo szukam sposobu jak najlepszego przekazania wizji czy koncepcji zjawiska".

Prawda i szczerość, których szukał w każdym momencie życia i twórczości, pozostały na obrazach i w pamięci bliskich na zawsze.

Przemysław Kubiak

----

Franciszek Kubiak był skryty, małomówny, zawsze nieco z boku, skąd łatwiej obserwować niż uczestniczyć. Jedynie organizowane przez Biuro Wystaw Artystycznych w Sieradzu plenery kamiońskie, w których brał udział w latach 1987 – 1998, ze swą niepowtarzalną atmosferą przyjaźni, zaufania i wspólnoty dawały możliwość bliższego z nim kontaktu, a i dla samego Franciszka Kubiaka uczestnictwo w nich okazało się ogromnie inspirujące zarówno poprzez spotkania, rozmowy, polemiki z malarzami tej miary co Jerzy Duda Gracz, Franciszek Maśluszczak, Stanisław Mazuś a także z młodszymi kolegami, jak i poprzez bezpośrednie obcowanie z przyrodą, ucieleśnioną w małej, nadwarciańskiej wiosce Kamion, położonej niedaleko Wielunia "gdzieś w środku Polski".

Inspiracją Franciszka Kubiaka była zawsze natura - żywa i ta martwa, najzwyklejsza. Tematem obrazu mogło stać się wszystko – ciemny korytarz ponurej kamienicy, zaniedbane podwórko, czajnik na stołku, dzbanek lub gliniany garnek. Artysta nie szukał motywów "ładnych", lecz interesujących jedynie z malarskiego punktu widzenia. Niewielkie obrazki uderzają wyrafinowaną prostotą kompozycji. Kolory nie naśladują natury, są raczej efektem zamierzonej gry kontrastów i wzajemnych oddziaływań. Oglądamy te obrazy jakby przez kolorowe filtry: zielone, niebieskie czy żółte. Iluzja światła i przestrzeni ustępuje tu zwartości konstrukcji i pewnej syntezie form, zdradzających rękę zarazem kubisty i abstrakcjonisty wiernego szkole, która go ukształtowała. Cenił twórczość Józefa Czapskiego i Magdaleny Abakanowicz, bezkompromisowych strukturalistów i "konstruktorów" jak i on sam.

Mawiał o swej pracy: "Maluję wyłącznie dla własnej satysfakcji. Do namalowania obrazu skłania mnie ciekawość, czy potrafię "rozgryźć" narzucający mi się problem malarski. Maluję wolno, niekiedy kilka obrazów jednocześnie, poprawiam, przemalowuję, długo szukam sposobu jak najlepszego przekazania wizji czy koncepcji zjawiska. Nie traktuję tematu jako pretekstu do wypróbowania swych umiejętności malarskich, nie podporządkowuję go warsztatowi. Odwrotnie raczej – w każdej chwili gotów jestem dostosować, a nawet stworzyć nowy warsztat dla treści, jakie chcę wyrazić".

Dążenie do jak najdoskonalszego przedstawienia tematu powodowało, iż mniej udane obrazy zamalowywał, zaś z tymi udanymi nie lubił się rozstawać. Nie tęsknił do wernisaży i potwierdzania swych umiejętności poprzez udział wystawach i konkursach. Wiernie i lojalnie natomiast uczestniczył we wszystkich przedsięwzięciach Biura Wystaw Artystycznych w Sieradzu: plenerach, pokazach środowiskowych i ogólnopolskich konkursach "Triennale z Martwą Naturą".

Jako człowiek i artysta Franciszek Kubiak był surowy i wymagający, zarówno wobec siebie jak i innych. Do malowania podchodził jak do wszystkiego: z powagą i namysłem, bez zbędnych gestów i nonszalancji. Nie stosował taryfy ulgowej wobec nikogo, przez co bywał postrzegany jako odludek i samotnik, niezwykle przy tym sceptyczny i wyczulony na najmniejszy nawet przejaw fałszu lub braku samokontroli.

Małgorzata Szymlet-Piotrowska

----

Frania często wspominam w spotkaniach plenerowych. Wielokrotnie miałem szczęście mieszkać z Nim na sieradzkich plenerach w Kamionie. Franio pozostanie w mej pamięci jako wspaniały kolega: spokojny, tolerancyjny, pracujący wytrwale z konsekwencją dojrzałego, odpowiedzialnego za każdy gest pędzla artysty. Nie szukał efektownych tematów. Interesowały Go motywy z najbliższego otoczenia. Nie ulegał modnemu efekciarstwu. Był konsekwentny w przemyślanych działaniach. Tworzył kompozycje proste – czytelne dla każdego odbiorcy. Syntetycznie budował każdy obraz z wrażliwością na kolor i światło, tworząc charakterystyczne dla siebie nastroje.

Moją sympatię dla Frania zawarłem w kompozycji portretowej na jednym z plenerów kamiońskich. Lubiłem Go za jego skromność, spokój twórczy i szlachetną postawę wobec koleżeństwa plenerowego.

Stanisław Mazuś,
malarz

----

Spoglądam z okna i widzę w sąsiednim bloku sztalugę i pracującego przy niej artystę. Jeszcze nie wiem, że spotkam Go jako mojego nauczyciela w Liceum Plastycznym, którego był dyrektorem.

Był to człowiek wyjątkowy, wrażliwy artsta, a zarazem dobry organizator pracy szkoły. Z tego okresu wyniosłem Jego wzorzec pedagoga i twórcy.

W późniejszych latach już jako nauczyciel w tymże liceum pracowałem obok Niego i patrzyłem z podziwem na skromnego, a przecież niezwykłego człowieka, który swą pasją do malarstwa zarażał kolejne pokolenia.

Wspomniana wyżej sztaluga pana Franciszka jest dziś cenną pamiątką w mojej pracowni i przywołuje obrazy, które Mistrz na niej namalował.

Witold Rajczak

----

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
ks. Jan Twardowski

 

16 czerwca 2009 r. odszedł od nas Pan dyrektor Franciszek Kubiak, od 1976 roku związany z Liceum Plastycznym i Zduńską Wolą, jeden z tych, którzy przyczynili się do zmiany kulturalnego pejzażu miasta.

W 1976 roku podjął się niełatwej misji tworzenia szkoły, w czasach trudnych dla ludzi, którzy są wierni swoim zasadom, nie ulegają żadnym wpływom dla osiągnięcia sukcesu. Zadanie powiodło się. Dzięki wysiłkowi Pana dyrektora szkoła istnieje, rozwija się i kształci utalentowaną młodzież, a my - nauczyciele realizujemy się zawodowo.

W moich wspomnieniach Pan dyrektor pozostał jako człowiek niezwykle pracowity, sumienny, obowiązkowy, wymagający od siebie i innych. W swoich działaniach kierował się rozsądkiem. Wiele można było się od niego nauczyć.

Wszystko poddawał surowej, ale konstruktywnej ocenie, dlatego też często był negatywnie postrzegany przez niektórych. Tylko ten kto do końca nie znał Pana Franciszka mógł wydawać takie opinie. Surowość przeplatała się z życzliwością, ciepłem i serdecznością. Był człowiekiem niezwykle ciepłym, skromnym, dzielnie pokonującym trudy życia. Nie zabiegał o sławę, obca mu była kariera. W życiu prywatnym wesoły, tryskający humorem, dusza towarzystwa.

Przez lata łączył pracę pedagogiczną z twórczą. Jako nauczyciel potrafił rozbudzić wśród uczniów wrażliwość na piękno, zauważać je tam gdzie niewielu dostrzega. Ogromną wagę przywiązywał do samodyscypliny. Swoim uczniom i współpracownikom wpajał zasady sumienności, uczciwości i sprawiedliwości. Ojcowską troską otaczał uczniów i młodą, często niesforną kadrę pedagogiczną.

Młodzież kochała i szanowała swego mistrza, z owacją witając go na kolejnych jubileuszach szkoły. Do końca oddany szkole. Będąc na emeryturze odpowiadał na każde zaproszenie, uczestniczył we wszystkich ważnych uroczystościach, wystawach uczniów i pedagogów. Podczas odwiedzin w szkole chętnie rozmawiał o jej sukcesach jak również problemach, służąc doświadczeniem i radą. Jego obecność w szkole napawała pozytywną energią, była przyjmowana z radością, wyzwalała miłe wspomnienie wspólnej zawodowej wędrówki.

Szkoda, że były to pędzące chwile, że nikt nie zdawał sobie sprawy z faktu, iż nasz Dyrektor walczy z ciężką chorobą, której istnienia nie zdradzał. Nikt nie przypuszczał, że ta wizyta jest już naszym ostatnim spotkaniem, a szkolny dzwonek przerwie miłą rozmowę.

Panie Dyrektorze, pozostawił Pan po sobie fotografie w szkolnych kronikach, szlachetną dbałość o szkołę oraz wiele dobra, które owocuje i owocować będzie. Pan zaś żyć będzie w naszych sercach i naszej pamięci.

Bogumiła Werner
Wicedyrektor Liceum Plastycznego

----

2010-09-29 19:04:12

16.06.2009 - odszedłeś, ale myśli i marzenia Twoje zostały z nami.

Halina Kubiak

----

2010-12-03 17:45:36

Franciszek Kubiak - kim był dla mnie ?

Przede wszystkim nauczycielem rysunku i malarstwa w zduńskowolskim plastyku. Przez pięć lat pokazywał nam jak patrzeć na otaczającą rzeczywistość i jak przenosić to na płótno. Uczył spojrzenia kolorem, plamą, kreską. Był wymagający. Tak... Wymagał dużo. I dobrze, że taki był. Musieliśmy sie przykładać do zajęć. Zdarzało się, że poprawiał prace długopisem. Comiesięczne przeglądy prac czy cotygodniowe "klasówki" z liternictwa były dla wielu "koszmarem" ale nauczyły nowego patrzenia i wypracowały rękę. Myślę, że prace, które robiłem (choćby kronika szkolna) i robię same mówią za siebie.

Poza tym, że był wymagającym nauczycielem umiał się śmiać, żartować i ciekawie opowiadać. Pamiętam jak zabierał nas na wystawy malarstwa (BWA w Sieradzu, malarstwo Cybisa czy Potworowskiego) a w drodze opowiadał historie ze swojego życia studenckiego (koleżeńskie pobudki wygrywane na trąbce). Miał różną opinię w szkole, ale ja go dobrze wspominam. Kolejny raz widzieliśmy się na 30-leciu szkoły. Nie był zadowolony z mojego wyboru - a byłem wtedy w seminarium. Zapewne widział we mnie dobrego artystę. Dziś muszę mu przyznać rację. Dobrze, że wróciłem do sztuki.

Za każdym razem, kiedy otwieram kolejną swoją wystawę malarstwa, wspominam mojego profesora od malarstwa. Wiele mnie nauczył, pokazał i często powtarzał: artysta powinien umieć namalować wszystko, wszystkim i na wszystkim. Nie ważne co wiesz o przedmiocie, który malujesz, ale jak ty go widzisz.

Miałem nadzieję, że spotkamy się na którejś mojej wystawie - niestety nie udało się. Odszedł… Musiałem go pożegnać. Chwilę stałem przy jego butach, Nawet w myśli nie umiałem nic wypowiedzieć. Pełno obrazów przed oczyma i łzy… minuta ciszy… I chociaż nie będzie już go fizycznie, to nadal będzie w mojej pamięci. Bo wiele mu zawdzięczam. W sobotę 20 czerwca spotkaliśmy my się ostatni raz tu na ziemi. To było ostatnie pożegnanie a życie będzie trwać nadal. Pozostaną tylko zdjęcia i wspomnienia.

Dziś można wiele opowiadać albo zamilknąć. Kiedy przypominam sobie te pięć lat spędzonych w "plastyku" cóż mogę powiedzieć: Dziękuję Panie Profesorze.

Mariusz Gosławski

----

Jeśli pragniecie Państwo podzielić się wspomnieniem
o Panu Franciszku Kubiaku proszę o Kontakt